I tyle dobrego tego dnia, bo jak doszedłem do plaży - to załamka - nie ma plaży! Idą schodki drewniane z góry i kończą się w morzu, sztormową falą zalewającym cały brzeg... No pięknie, a była to już prawie 23:00, więc bez szans by wracać na plebanię. Poszedłem do szosy, ale po kawałku robiła się wąska ciemnica bez skrawka pobocza, a to dość ryzykowne (a jeszcze dwa dni temu koleżanka napisała, że śnił jej się krwawy sen, w którym potrąca mnie samochód...). Na polu namiotowym nie chcieli przyjąć z samym śpiworem, a i innego miejsca już o tej porze nie znalazłem. Na ławce około północy zrobiło się zimno, więc zacząłem chodzić po uliczkach, aż przypomniało mi się, że przy promenadzie jest ten ledwo działający hotspot, przy którym NIBY można za darmo usiąść. W samą porę tam zaszedłem, bo niedługo zaczęły nawiedzać Jastrzębią Górę przelotne deszcze, a tam był solidny daszek, dębowe ławy i nieco cieplej niż na zewnątrz. Jednak choć nie był to stricte zagrodzony teren, to trochę wyglądał jak część knajpy, więc kiedy siadywał tam stróż, to siedziałem jak trusia, by nie okazało się, że jednak nie mogę tu siedzieć ;-) A siedział dwa-trzy metry ode mnie przez pół nocy i nie zauważył mnie, ha!
A co było rano... to już w następnym odcinku :-)
Ale jeszcze trzeba wspomnieć, że o 18:00 byłem na Mszy, którą - co dla mnie niezwykłe, ale pewnie przy domach zakonnych powszednie - koncelebrowało siedmiu księży! :-) I piękne było kazanie takiego starszego księdza, o Najświętszej Panience, bo akuratnie dziś było wspomnienie NMP Królowej.
Pozdrowienia: dla przemiłych Gospodyń z Domu Zakonnego w Jastrzębiej Górze.
Bilans: 7,77 km... (po Jastrzębiej Górze, heh...)
Do tej pory: 116,88 km
Nocleg: Promenada w Jastrzębiej Górze
Pokaż Wilcze Włóczęgi - polskie WYBRŻEŻE cz.I (2012) - szczegółowa na większej mapie