Zaraz za Dębkami jest ujście rzeki Piaśnicy, które można by przejść plażą, bo nie jest bardzo głęboko, ale to był pierwszy dzień odpoczynku dla zmaltretowanych stóp (dotąd cały czas szedłem boso) i nie chciało mi się na tę chwilę zdejmować butów, a mostek był bardzo blisko. I dobrze, że tak wybrałem, bo zaraz za mostkiem, ciekawy obiekt - replika małego obelisku postawionego tam w 1919 roku, po konferencji wersalskiej, która przypieczętowała w tym miejscu granicę między II RP a Niemcami.
Niedaleko dalej zobaczyłem dwójkę podróżników, dla których wielkie uznanie, bo wnieśli z plaży do morza kajak, załadowali się i popłynęli w głąb morza... A to mi przypomina historię wspomnianej matki gospodyni z Dębek, która opowiedziała mi jak to w PRL-u, głównie w okresie stalinizmu, w Dębkach był tylko wąski kawałek plaży dla letników, a reszta była zadrutowana i pod ścisłą obserwacją z wieżyczki, gdyż na tym odcinku jest najwęższy pas morza między Polską a Szwecją, i tu było najwięcej prób ucieczek kajakami przez morze. A pomyślcie, jakie to były kiepskie kajaki w porównaniu do dzisiejszych! Swoją drogą ja niewiele o tych ucieczkach wiem, a wstyd... Może już jest jakieś opracowanie historyczne na ten temat? Tyle się wie o wietnamskich "boat people", a nic o naszych "kayak people"... Ilu się udało, jak opisują tę drogę? Ilu być może zatonęło? Ilu zostało złapanych? Od strażnika granicznego w Łebie dowiedziałem się dodatkowo, że również w PRL-u był zwyczaj "bronowania" plaży, żeby potem patrol szybko mógł zauważyć, że ktoś się przemieszczał w jej poprzek...
A w Dębkach usłyszałem także smutną ciekawostkę z historii najnowszej. Otóż jeszcze do niedawna można tam było kupić świeżą rybkę. Ale się władzy (rozmówczyni cały mówiła osobowo - o Tusku) nie podobało, że nie potrafią (oni sami) skontrolować rybaków, ile ryb sprzedają i czy od wszystkich zapłacili słuszny podatek, więc umyślili, że najlepiej interes zlikwidować. Nakazali więc kutry rybackie pociąć na kawałki i spalić, a rybakom wypłacić odszkodowanie. Ale co im z odszkodowania minimalnej wartości kutra (bo przecież nie rynkowej, znając sposób myślenia każdego rządu na świecie...) jak zostaje on bez jedynego narzędzia pracy, jakie całe życie znał. Smaczku dodaje fakt, że destrukcji tych kutrów, pod nadzorem, mieli dokonać sami ich właściciele... Wymiar tej tragedii osobistej, w pełni chyba tylko ludzie morza pojmą... Podobno najstarszy z tych rybaków, paląc swój kuter, płakał jak dziecko...
Dzisiejszy nocleg zaplanowałem w Białogórze, do której trzeba wejść kawałek w głąb lądu. Droga, częściowo wiodła przez ciekawy rezerwat przyrody, choć szlak przezeń biegnący, wytyczono przez takie uroczyska, iż momentami czułem się jak w baśni, w której zła wiedźma albo zbóje pozmieniali oznakowania, by zamiast do ludzkiej chudoby, dotrzeć w dziki ostęp i wprost w pułapkę... Idę na ten przykład ścieżką, która ni stąd ni zowąd kończy się w jeziorku (patrz: zdjęcie powyżej), tudzież w rozległym mokradle. Jużem miał zawrócić, gdy "przypadkiem" dostrzegłem ścieżynę, wąską na stopę, do obejścia tej przeszkody. A wszystko to w ramach szlaku turystycznego! Ale dotarłem szczęśliwie do miejscowości docelowej, o której tak rzec by można: urokliwa Białogóra z białogłów uroczych słynąca :-) Oraz przepysznych pizzy, serwowanych w pizzerii "Szklarnia". Normalnie by mi nie przyszło do głowy, by pizzę jeść na takiej wyprawie, ale akurat piątek, a jakoś na rybę nie miałem chęci, a tak taniej pizzy to w życiu nie widziałem - no to bach! - zamawiam. I jakież "niebo w gębie" - jak mawiała moja śp. babcia Janeczka :-) Z pizzy tradycyjnych (okrągłych) nie dorównuje tylko mojej własnej (w czasach kiedy się w pizzy specjalizowałem). Podkreślam kształt, bo nigdy nie spotkałem czegoś równie dobrego jak prostokątna pizza z nieistniejącego już baru w Świnoujściu, koło "Śruby". Dodatkowo, wielkość małej pizzy w "Szklarni" jest taka, że Wilk najedzony już po połowie, a po całej to już syty "do pełna". Dla przeciętnego brzucha - mała powinna wystarczyć :-) A mają też całoroczny lokal w Bolszewie, koło Wejherowa. Wziąłem ulotkę, na której jest napisane - "Wszystkie wyroby przygotowujemy sami" - i jakoś w to wierzę :-)
I z czego jeszcze może słynąć Białogóra? Z uroczego kościółka, z nieziemsko pięknym obrazem/freskiem patronki parafii NMP Wniebowziętej oraz z bardzo sympatycznego księdza Proboszcza, który jak się pojawiłem, to powiedział, że miejsce się znajdzie jak nie na plebanii (to zależało od tego, czy jeden z goszczących księży wyjedzie tego dnia czy nie), to w budynku Caritasu. Tu wart jest wtręt z kolejną ciekawostką historyczną, że zaraz po wojnie ówczesny proboszcz założył Caritas i pomagał wielu ludziom, do czasu aż komuniści zdelegalizowali jego działalność, a mienie zawłaszczyli i utworzyli tam ośrodek kolonijny... Cóż, typowe dla komunistów - ukraść, a potem jeszcze się chwalić, że się coś zrobiło dla dzieci... żeby ludzie szybciej zapomnieli o tym dobru, które ukrócili... (pomijam zresztą jakość kolonii w tamtych czasach, kto pamięta ten pamięta... moja Mama pół życia przepracowała na koloniach, więc i ja niejednom tam widział - "obskura" (bynajmniej camera) to główne słowo, które się ciśnie na język...).
Stanęło w końcu na nocowaniu na plebanii, w znakomitych warunkach! A i jeszczem zdążył na Mszę, z pięknym, a mocnym kazaniem goszczącego księdza, który przytoczył nieznany mi niestety dotąd fakt Cudu Eucharystycznego, który wydarzył się w 2008 roku w białostockim. Kto jak ja tej historii nie znał, niechaj się dowie w wielkim skrócie, że podczas Mszy, co się bardzo rzadko zdarza, przy udzielaniu Komunii jedna Hostia upadła na podłogę, więc podniesiono ją i umieszczono w specjalnym pojemniku z wodą, gdzie powinna się w ciągu tygodnia rozpuścić. Ale po tygodniu, co zdarza się jeszcze rzadziej (to sto dwudziesty któryś w historii przypadek) w pojemniku owym na Hostii znaleziono plamkę krwi, którą to następnie zbadało trzech niezależnych patologów z laboratoriów kryminalistycznych policji i wszyscy potwierdzili, iż jest to krew człowieka w agonii. Przywołał kaznodziej to zdarzenie, bo motywem przewodnim jego kazania było pytanie, czy wierzymy tak w pełni w to, że w czasie Eucharystii spożywamy prawdziwie przemienione, w cudowny sposób, Ciało Chrystysa? - Panis Angelorum (łac. Chleb Aniołów) - jak mawiano w średniowieczu. Czy nie zapominamy o tym odruchowo przystępując do Komunii, w której widzimy jeno płatek, wręcz namiastkę chleba... Pozwolę sobie zakończyć tę notkę tym samym krótkim, prostym, a mocnym -
Wierzysz?
(słowem - nic mądrego, ani nawet głupiego dziś nie wymyślił;)
Bilans dnia: 11,6 km
Do tej pory: 153,08 km
Średnia prędkość: ~2,4 km/h
Pozdrowienia: dla wszystkich drużyn frisbee'owców, szczególnie żółto-zielonej; dla kajakarzy-hardcorowców pełnomorskich; dla Księdza Proboszcza z Białogóry i szczególne pozdrowienia dla Rybaków z Dębek!
Nocleg: plebania w Białogórze
Pokaż Wilcze Włóczęgi - polskie WYBRŻEŻE cz.I (2012) - szczegółowa na większej mapie