Po wygodnym i dobrym śnie, i po prysznicu, pod którym zgodnie z zapowiedzią Gospodyni – ciepłej wody było do woli, a już zwłaszcza po tym jak na odchodne zwróciła mi 5 zł, za które mogłem sobie porządne śniadanko zafundować – mogę z czystym sumieniem polecać kwatery przy Różanej 16. (032-644-29-81, 507-33-11-12).
Nim wyszedłem z Jarosławca, skierowałem swe kroki do sklepiku (do którego bym nie zaszedł bez tego piątaka, co podkreślam, by zwrócić uwagę na ten niesamowity ciąg przyczynowo-skutkowy), gdzie ekspedientka zagadała o cel wyprawy i od słowa do słowa zeszło na ploty o okolicznych duszpasterzach. I choć to napiszę, to nie jest to najważniejsze, że na tego z Łącka to ponoć wszyscy „gadają”, że mówią o nim ksiądz-materialista i menażer, bo zachowuje się jakby jego głównym celem było prowadzenie wspomnianego wcześniej ośrodka, że na ślub koleżanki tej pani to się spóźnił godzinę (sic!). Ważniejsze jest to, iż rzeczywistość, nawet jak widać duchowa, lubi równowagę i w tej samej okolicy jest ksiądz proboszcz w Postominie (które niestety było na południe od mojej trasy), taki co to „do rany przyłóż”. Anioł, nie człowiek! I w ogóle większość spraw to się do niego jedzie, mimo że to inna parafia, a on nikomu nie odmawia posługi duszpasterskiej czy innej pomocy. I na ten przykład, niedawno zmarła mama pani ekspedientki, ale przed jej śmiercią poprosiła tego księdza do niej. Potem pytają ile się należy – a on, że nic i jeszcze chciał sam im coś dać „na te trudne chwile”. Innym razem jej znajoma miała jakąś chorobę skóry na ręce, jak się ten ksiądz dowiedział, to dał jej trzy tysiące złotych na operację, tak po prostu. To znów jej rodzina dowiedziała się, że witraże będzie ksiądz w kościele robił, to chcieli pomóc, pojechali i chcą dać księdzu na ten cel pieniądze, a on że nie, że już są zapłacone i nie dał sobie wcisnąć. Taki ksiądz! Za takiego to się pomodlę że ho-ho! I za wszystkich wspaniałych kapłanów których znam – księży Edka, Jacka i Jana z Werbistów, księży Janusza, Łukasza i Roberta z Misjonarzy oraz mego licealnego kolegę – ks. Marcina :-)
A jak już mowa o tym, że ksiądz się może godzinę na ślub spóźnić, to od razu mi stanął przed oczyma Proboszcz w Białogórze, który już kilka godzin przed ślubem przygotowywał się do niego. Cóż! Ja znam więcej tych dobrych, serdecznych księży, a że zawsze się w Kościele znajdywali jacyś „krzyżacy”, to wiadoma rzecz… Tu mi się przypomniała jeszcze jedna piękna sprawa z Białogóry, to mianowicie, że ksiądz Proboszcz mniej więcej w połowie mszy odmawia prosty egzorcyzm do św. Michała Archanioła. Znakomity pomysł, spróbuję go „sprzedać” w mojej parafii :-)
Zaraz za Jarosławcem rozciąga się linia frontu, walki człowieka z morzem. No całkiem jak stare małżeństwo. W 1945 r. już trzeci, czy nawet czwarty raz ślub Polska brała z Bałtykiem i już się zaczynają scysje i dzielenie domu na strefy wpływów. Morze jest jak kobieta (com już Wam pisał:) i chce coraz więcej, wdziera się w ląd, pożera plażę (tylko w Świnoujściu rok w rok dodaje:) ale ludzie dają veto, betonują, blokują, cuda-niewidy i na kiju. No i niestety w niektórych miejscach kończy się na tym, że plaża dla turystów wprawdzie jest, ale nie da się z niej wejść do wody… (zobaczycie na zdjęciach).
Mniej więcej w połowie trasy mijałem jezioro Kopań, które jest od morza oddzielone wąskim skrawkiem lądu. Swego czasu przez ten pasek plaży i wydm było niewielkie ujście jeziora do morza, ale znane Wam już Imperium Piasku, zazdrosne o ten związek zasypało tę rzeczułkę, po której pozostała osobliwość w postaci mostka prowadzącego z plaży na plażę, przez plażę… (akurat gdym tam był, to starszy pan mówił znajomym jak to był tu wiele lat temu i normalnie nad tą rzeczką tym mostkiem przechodził). Niedaleko jest też miejsce gdzie mimo drzew można głowę w jedną stronę obrócić patrząc na jezioro, i w drugą – na morze (com dla Was uchwycił na zdjęciu panoramicznym, tym powyżej oraz w galerii).
Ostatnim mym celem nadmorskim tego dnia było Darłówko, gdzie dzięki jednej ze słuchaczek Radio Crazy-hits – Asi – Wilk zapełnił wygłodniałe brzuszysko pysznym i pożywnym kebabem, i na kolację dostał drugie tyle (co mu wręcz i na śniadanie starczyło). Wieczór się zbliżał i czas szukać noclegu, a tu proszę – mały klasztorek oo. Franciszkanów. A ja lubię Franciszkanów, no i św. Franciszek to jeden z mych ulubionych Świętych. Musiałem trochę się naczekać na proboszcza, a jak się doczekałem to po chwili wahania z jego strony usłyszałem „Nie”. Czemu to jego „nie” było takie ważne, i czemu myślę, że ten moment zawahania to interwencja anielska – to się dowiedziałem dnia następnego, takoż i Wy musicie się w cierpliwość uzbroić :-) ale by na to coś pięknego zasłużyć musiałem przedreptać jeszcze 3 kilometry w głąb lądu, do Darłowa (bo busów już o tej porze nie było) i po ciemnicy kołatać do tamtejszego klasztoru (też oo. Franciszkanów:) i nic, i potem do Sióstr, które dla odmiany usłyszały Wilka „zgubbę” (do czego to aluzja? kto zgadnie? Będzie nagroda jakaś po zakończeniu relacji) u swych wrót i zadzwoniły do ojców, i się wróciłem, i miejsce na nocleg w klasztorze się znalazło :-) Tu jeszcze ważne to, że między klasztorem a domem Sióstr, zatrzymałem się przed kościołem, przy figurce św. Franciszka i poprosiłem go by pomógł mi i natchnął tam kogo trzeba. No i pomógł! A bo to kochany Święty :-) I ma słabość do wilków, a nie tylko do kwiatków :-)
Zaczyna mnie coraz bardziej dziwić ta moda. Ja nie wiem jak inni, ale Wilk się urodził z nóżkami i one miały mu według Pana Boga służyć do chodzenia. Po co jakieś patyki? No rozumiem – ludziom starszym, niepełnosprawnym, chorym, etc. potrzebne, ale dlatego właśnie że do ich ciał wkradła się nabyta niedoskonałość. No Wilk wprawdzie też ma taką swoją niedoskonałość, nabytą już w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy życia, ale jeszcze o lasce chodzić nie musi! Tym bardziej – dwóch. No i póki moda dotyczyła ludzi w podeszłym wieku – to rozumiałem, i nawet wcale nie prześmiewczo – przezwałem to „Mort Walking”, no bo w kraju Słowian, to co to za Nordic ;-) A, że jest to swoista ucieczka przed Śmiercią, to chwali się, iż się tacy ludzie nie poddają i mimo sędziwego wieku dbają o kondycję i się sami Ponuremu Żniwiarzowi nie podkładają. Ale jak widzę, że moda ogarnia coraz młodszych – to już nie pojmuję. Że Wilk by chciał na czterech łapkach to zrozumiałe, ale po co wam ludzie coś więcej do chodzenia prócz dwóch kończyn dolnych, któreście do tego celu dostali zależnie od poglądów waszych – od Boga czy też Natury, hę? Chętnie przyjmę konstruktywne wyjaśnienia, tudzież krytykę ;-)
Bilans dnia: 20,12 km
do tej pory: 313,36 km
średnia prędkość: 3 km/h
Pozdrowienia: dla Gospodyni i Ekspedientki w Jarosławcu, dla Asi w Darłówku, Sióstr Zakonnych i Ojca Proboszcza w Darłowie oraz wyjątkowe pozdrowienia dla, niepoznanego niestety, Księdza Proboszcza w Postominie!
Nocleg: niemal cela (tyle że bardzo wygodna) w klasztorze oo. Franciszkanów w Darłowie
Pokaż Wilcze Włóczęgi - polskie WYBRŻEŻE cz.I (2012) - szczegółowa na większej mapie | TRASA: Jarosławiec (latarnia morska) --- Wicie --- Darłówek --- Darłowo |