I tak, spakowany, objuczony i siedzący na ziemi, rzekłem sobie: Dla Issy – i wstałem (tak się łatwo pisze, a w praktyce to najpierw przerzucam się na czworaki, potem manewr do klęku na jedno kolano i tu dobrze jest mieć czym się podeprzeć i dopiero „idę” w pion) i podreptałem. Och, nie! Ale wcześniej coś mega-ważnego. A nie wiecie, że ja to wszystko piszę w zeszycie, a potem dyktuję przez telefon przyjaciołom, a oni wrzucają to na bloga i tak trafia do Was. Więc to nie Word i nie wstawię sobie teraz wcześniej tego com zapomniał. Niedobry Wilk!
A było tak: trwał sobie rytuał higieniczno-kosmetyczny (namaszczanie olejkami i kremami przeciwsłonecznymi, poukąszeniowymi, przeciwzapalnymi, posypywanie stóp talkiem, golenie, mycie kłów), gdy zobaczyłem samotnego wędrowca, i zapytałem go czy daleko do najbliższej miejscowości, na co odparł że blisko, bo jakieś 10-12 km. Mina mi zrzedła, bo na kolację zjadłem dwie ostatnie krówki i resztę wody oraz jedno ciastko i już w nocy głód chwytał, a tu tyle wędrówki bez śniadania się zapowiada, i tak sobie westchnąłem tylko, że „daleko do śniadania”, a ów nieznajomy włóczykij zaraz ze swego wielkiego plecaka (którego jak się później okazało, ja nawet nie zdołałem poderwać milimetr od ziemi) wydobył dla mnie dwie bułki, cztery serki topione i serek wiejski. Cóż to była za uczta! Zamienilim kilka słów, nic wielkiego, pożegnaliśmy się i byłem pewien, że już go nie spotkam, tym bardziej że w owym czasie moje rzeczy nadal schły. A jednak! On – choć silny, to wędrował niespiesznie, ciesząc się spokojną włóczęgą, a do tego robił przerwy na kąpiele, więc w pewnej chwili dostrzegłem go w oddali. Bóg dał, że nasze drogi ponownie się zeszły. A Bóg przedziwnie tego dnia do mnie przemawiał! Co wcale nie jest niezwykłe, On już taki jest :-) Najpierw przyszedł do mnie w dziele natury, potem przysłał mi pielgrzyma, który sam przyznaje, że w Boga nie wierzy, ale szanuje ludzi wierzących, ważne tylko by byli dobrymi ludźmi... Szybko się dogadaliśmy :-) choć nie jestem dobrym człowiekiem… (za to bywam dobrym wilkiem:). Dziękuję Ci Boże, za to piękne spotkanie! A z kolei przez cały dzień myśli i modlitwy krążyły wokół Issy, który był wyznawcą islamu. Co za dzień! Tyle dróg, tak różnych dróg, a każdą z nich mogą kroczyć ludzie idący do Ciebie. Choćby Cię inaczej zwali, lub nawet wcale, to i tak przychodzą od Ciebie i idą do Ciebie. Jakąż niezwykłą łaską mnie obdarzasz, pozwalając spotykać właśnie ich. Właśnie tych, przez których zadaję sobie pytanie, jak to właściwie się mogło zdarzać, że wybuchały wojny religijne, albo że gdzieś panuje zawzięty antyklerykalizm czy tzw. „wojujący ateizm”. To jest jakiś Mrok w głębi dusz, który sprawia, że nienawidzą tego czego nie rozumieją. Bez znaczenia na co akurat trafi. Mogą nienawidzić katolika, albo muzułmanina, albo ateisty, albo Azjatę, albo „faceta w czerni”, albo „ojca w bieli”, albo Polaka, albo Rosjanina (nawiązując do niedzielnego listu Episkopatu) albo wilka do odstrzału, i tak można by długo wymieniać. Nie relatywizuję mojej wiary, jest oparta na pewnych dogmatach, i nie podważam ich, wierzę iż jest moim udziałem łaska kroczenia najprostszą drogą do Boga – przez Chrystusa. Co jednak nie znaczy, że prostą, i nie jest wcale łatwo… Ale jedna rzecz, wydaje się tak prosta na tej ścieżce – miłować przyjaciół i nawet nieprzyjaciół. Niech kamieniem rzuci pierwszy, który widzi w tym furtkę dla nienawidzenia kogokolwiek. Wcale też nie jest powiedziane kto tym przyjacielem, a kto wrogiem. Czy innowierca musi mi być wrogiem? Ależ skąd! Może mi być przyjacielem, bratem, a nawet mentorem, jakim był mi Issa. Issa Adger, bardziej znany jako Adajew, z Rodu Nihlo. Mędrzec, naukowiec, językoznawca, badacz, wykładowca, patriota, mąż, ojciec. Przeżył dwie wojny czeczeńskie, do ostatniej chwili ratując wielowiekowe dziedzictwo kulturalne swego wielkiego Narodu, a i choroba, jak wynika z relacji jego bliskich, nie zniszczyła jego dumy i do końca twardo stawiał jej czoła. Odszedł do domu Ojca mając zaledwie 56 lat. Niestety ten Mrok, tak silnie skupiający się od wieków nad Wajnachami, potrafi dopaść Bohatera nawet na dalekim wygnaniu. Issa, dzięki Bogu i wysiłkowi wielu ludzi, spoczął w swej ukochanej ziemi ojczystej, ale jego najbliższa rodzina, żona i dzieci: Elsi, Esila, Elbi, Biers, Kesira i najmłodsza Elbika pozostaną w Polsce, tu dorastając i tu widząc swoją drugą Ojczyznę, oby tak gościnną dla nich, jak ich dom w Warszawie był zawsze gościnny dla Polaków. Drogi Isso, dziś wspominam Ciebie, mając też nadzieję, że ty wspomnisz mnie przed naszym Ojcem w Niebiesiech. Issa… Każdy Czeczen zna to imię, bo Boży Syn (według chrześcijan), a Wielki Prorok (według muzułmanów) zwał się – Issa Chrystus…
I jeszcze chciałbym wrócić do spotkania, które dało mi tyle nowej energii, i biologicznie (dostałem na dokładkę kefir), i finansowo (bo i cosik mi się wsparcia dostało), i przede wszystkim duchowo! Spotkanie przyjaznego, dobrego człowieka jest już mocne samo w sobie, ale mało tego – on nie pozwalał mi wątpić w moją trasę – usłyszałem od niego, że nie mogę mówić: „może”, tylko że „na pewno dojdę do Świnoujścia” i że jeśli wierzę w Boga to nie wolno mi się poddawać, i muszę Mu zaufać do końca! Pojmujecie głębię tych słów? Wypowiadanych przez człowieka, który sam w Boga nie wierzy… Mimo to tak doskonale rozumie na jakiej opoce musi trwać wiara! Jakiej mądrości życiowej do tego potrzeba! A jeszcze opowiedział mi o swym koledze, który na początku lata tego roku w 34 dni doszedł z Polski do Rzymu. Postury podobnej do mnie, 55 lat. Bez znajomości języków mijanych krajów, bez rezerwacji noclegów, zaufał Panu, i już! I poszedł, i zawsze kąt do spania miał, i ludzie go nakarmili, i nic złego go nie spotkało, i do Rzymu (z Asyżem po drodze) zaszedł! Takiej wiary mi trzeba!
A dzień ów zakończyłem w Jastarni, gdzie mimo iż robiłem to po raz pierwszy i pełen wątpliwości (eh, wiary, wiary dajcie!), z pomocą listu polecającego od mego Proboszcza, poprosiłem o kąt na plebanii, a dostałem piękny pokoik, z dostępem do łazienki i kuchni! A i jeszcze zdążyłem na Mszę, gdzie jak znalazł w Ewangelii mowa była o chlebie, który daje nam Bóg…
Pozdrowienia: dla gościnnego księdza Proboszcza z parafii Nawiedzenia NMP w Jastarni oraz dla Niewierzącego Anioła z Piotrkowa Trybunalskiego – wielkie dzięki! i powodzenia w odkrywaniu tej łaski o której rozmawialiśmy, bo wierzę że pewnego dnia ją otrzymasz.
Bilans dnia: 15 km
Do tej pory: 64,66 km
Średnia prędkość: ~2 km/h
Nocleg: plebania w Jastarni
Pokaż Wilcze Włóczęgi - polskie WYBRŻEŻE cz.I (2012) - szczegółowa na większej mapie | TRASA: Hel (ruiny fortyfikacji obrony Wybrzeża) --- Jurata --- Jastarnia (kościół pw. Nawiedzenia NMP, Chata Rybacka z 1881 r.) |