Tylko kuzynki jednak nie udało się dorwać, ale nie mogłem z tego tylko powodu zmitrężyć, a aura (aurelka ma!:) łaskawością swą dzisiejszą wręcz mnie nawoływała, bym szybko wyruszył i daleko zaszedł. Zaraz też skierowałem się ku plaży rogowskiej, na której to już nie pierwszy raz stąpałem, będąc tam przed laty z kuzynem i trzema kuzynkami. Do Mrzeżyna od Rogowa, to jest rzut beretem, a po niektórych mapach sądząc, można by wręcz podejrzewać, ze Rogowo, jest dzielnicą czy inną przybudówką do Mrzeżyna.
Ponieważ w Mrzeżynie uchodzi do morza, rzeka świetnie mi z dzieciństwa znana (na niej po raz pierwszy siedziałem w kajaku, jaki kilkuletni chłopiec, w towarzystwie kuzyna Roberta… ależ dziś rodzinnie w tej notce, no ale też i ja w coraz bardziej rodzinnych stronach już tu kroczę…), a mianowicie Rega, to i tak musiałem zejść z plaży. Przeszedłem przez tę niewielką w gruncie rzeczy mieścinę, do kościoła nie zaszedłem byłem, gdyż tłumnie już się tam wierni zbierali na Mszę, a uznałem, że skoro tak mnie Tatko akuratnie dnia poprzedniego zaprosił na kolacyję w Dźwirzynie, to już dziś tę godzinę poświęcę na grzeczne dreptanie w dal. Aczkolwiek, bez jedzenia nie ma dreptania, więc najsampierw odwiedziłem jakiś bar w centrum, i sklep, co by w prowiant na drogę się zaopatrzyć. Za mostem skręciłem w las, którym w kilka minut przebiłem się z powrotem do morza.
Mniej więcej w połowie drogi przed Pogorzelicą, w chwili w której pomyślałem sobie, że chętnie bym gdzieś usiadł, natrafiłem na leżący sobie beztrosko na pasku, nogami do góry… taboret! Najprawdziwszy, drewniany, z gąbkowym siedziskiem, czerwonym (arystokratycznym?:) materiałem obity. Trochę tylko wodorostami pokryty, ale widać sam Neptun na nim siadywał. Czego to morze nie wyrzuci! A jaki wygodny natenczas mi się wydał! A jak się już nasiedziałem to za statyw dla aparatu (taki czwórnóg dla odmiany) też świetnie posłużył.
Pogorzelicę i Niechorze chciałem obejrzeć, więc, w tej pierwszej zszedłem z plaży, a w tym drugim na nią wróciłem, a pomiędzy nimi przekroczyłem mostem Liwskie Ujście, które łączy z morzem jezioro Liwia Łuża. Warto jednak wspomnieć, ze w Niechorzu jest bardzo ciekawy architektonicznie (współczesny) kościółek, w którym nawet myślałem już szukać spoczynku, ale Bóg jeszcze nie skończył z atrakcjami na ten dzień, i chciał bym szedł dalej :) Nie mógłbym jednak nie opowiedzieć o Proboszczu, z którym bym się rozminął, bo kiedy mnie kościelny pokierował do drzwi frontowych plebanii, to tymczasem Ksiądz opuścił ją tylnym wyjściem po cywilu, na rowerze (i to nie tak zwyczajnie po cywilu, tylko jak zawodowy kolarz odziany:), gdzie spotkał zapewne tegoż zakrystiana, i dowiedział się że ktoś go szuka. No a że nie miał dla mnie miejsca, więc mógł sobie darować tłumaczenie się, i pojechać w drugą stronę, prawda? A mimo to podjechał do mnie, przedstawił się, i w zasadzie nawet nie zdążyłem nic powiedzieć, z wyglądu mego domyślił się sam o co chodził i powiedział, że właśnie niestety nie ma miejsca, i że szkoda, że wcześniej nie wiedział, bo w Pogorzelicy by się chyba jakieś miejsce znalazło, czy gdzieśtam. W każdym razie, powiadam mu, trudno, to idę dalej, jeszcze do Rewala powinno mi starczyć sił. Mówi, ze w Rewalu w kościele też może być ciężko, ale ja na to, że w Rewalu to chyba będę miał gdzie spać, bo jest tam Placówka SG. No to jeszcze doradził co powinienem w Pustkowie koniecznie zobaczyć (i cieszę się bardzo, że mi o tym powiedział, bo nie daj Boże przeoczyłbym bardzo ciekawe miejsce, ale nie uprzedzajmy faktów…)
Wychodząc plażą z Niechorza, mijamy wejście na latarnię, które jest na takim betonowym podniesieniu, jak mniemam w celu ochrony prewencyjnej tejże. Nie mniej wygląda to specyficznie, ma łagodne podejście, i na tyle szerokie że samochodem by się spokojnie wjechało, ale jest także pochyłe w stronę morza, więc pierwsza moja myśl – rany! zimą jak to skuje lód, to musi być niebezpiecznie po tym chodzić, bo nie ma żadnego ograniczenia, wiec jak się człek wyłoży, to już poleci raz dwa, i spadnie na ostre kamienie, które w tym miejscu zapełniają całą plażę… Ale dość o tym! Najciekawsze spotkanie miałem zaraz za tym betoniastym pagórkiem. Ale trzeba wcześniej wspomnieć, że przed wyjściem w Pogorzelicy szedłem przez kawałek za jakąś Siostrą Zakonną, ale jak już ją dopędziłem, to rozmawiała z kimś, więc tylko się ukłoniłem i powędrowałem dalej, choć pomyślałem wtedy, że jakby nie jej rozmówczyni to ja bym zagadał, bo to mogłoby być owocne spotkanie. No ale nic to – trudno. A tymczasem, tam właśnie za Niechorzem, schodzę z betonowca na plażę (on był taki skrętny nieco, że idąc górą nie wiele było widać na przedzie), i co widzę? Samotnie drepczącą, jakieś kilkadziesiąt metrów przede mną, zakonnicę właśnie! Nawet mi się wydawało, że to ta sama, ale chyba jednak to nie była ona. Szła niespiesznie, więc pomyślałem że jak się zawezmę i ostatek sił wycisnę, to jest szansa ją dogonić. Porzuciłem zatem nawet fotografowanie prześlicznego zachodu słońca na rzecz tej gonitwy, no i się udało! Zaraz też zagadałem i ucięliśmy sobie sympatyczną pogawędkę. Dowiedziałem się, że Siostra Maria jest ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej ze Starej Wsi na Podkarpaciu, i tylko czasowo przebywa w Niechorzu, a do Rewala na spacer się wybrała. Opowiedziała mi trochę ożyciu założyciela jej Zgromadzenia – bł. Edmunda Bojanowskiego, o którym z resztą po raz pierwszy dowiedziałem się idąc przez Łebę, i nawet myślałem o tym, że po powrocie muszę się dowiedzieć któż to. A postać to bardzo ciekawa, i taka „na czasie”, taki pionier „Nowej Ewangelizacji”, która w tym roku przeżywa rozkwit w kościele, i w której też cały czas szukam dla siebie miejsca. Więc opowieść Siostry Marii, dała mi sporo nowych impulsów do rozmyślań, na dalszą drogę, tę po piasku, i tę po życiu… (nie po życie;)
I tak dowędrowaliśmy do samego Rewala, na koniec jeszcze Siostra zapytała, czy mam różaniec. To powiadam, że właśnie nie zabrałem z domu, i od kilku dni żałuję, bo zacząłem sobie codziennie odmawiać koronkę do Miłosierdzia i by się nawet przydał, i tu mi Siostra sprezentowała swój różaniec, mówiąc że takie właśnie, jej siostry robią same w Zgromadzeniu. Przyjąłem go z radością, i mam nadzieję, że jeszcze Siostrę spotkam, może jak się wybiorę w Bieszczady, to zaglądnę do Starej Wsi. Tymczasem pożegnaliśmy się, i Siostra zawróciła, co by jeszcze przed zapadnięciem ciemności wrócić do siebie, a ja wspiąłem się po schodkach do miasta, popytałem ludzi, i szybko ukierunkowany ruszyłem do niezbyt odległej placówki SG, w której ku mej uldze, czekało mnie równie miłe przyjęcie, jak w poprzednich, dostałem pokoik na nocleg, i nawet oficer dyżurny poczęstował mnie swoją zupą.
To był dobry dzień! :)
Do tej pory: 451,53 km
Pozdrowienia: dla Księdza Proboszcza w Niechorzu i Siostry Marii oraz dla wszystkich spotkanych i życzliwych Strażników w Rewalu.
Nocleg: placówka SG w Rewalu
| TRASA: Rogowo --- Mrzeżyno (kościół pw. śwśw. Piotra i Pawła, port jachtowy, ujście rzeki Regi) --- Pogorzelica (Liwskie Ujście) --- Niechorze (kościół pw. św. Stanisława, pomnik foki, przystań rybacka, latarnia morska) --- Rewal |